Rashan

Nie lubię, nie umiem i nie zamierzam tu dodawać recenzji. Nie mam niespełnionych ambicji pisarskich, więc nie będę tu umieszczał żadnych wpisów. Czasem, jeżeli jakaś książka mnie trochę bardziej ruszy (pozytywnie lub negatywnie), może się zdarzyć, że napiszę swoją opinię. Jeśli komuś zachce się obserwować "mój blog" to niech liczy się, że będą tu tylko książki, które przeczytałem i ilość gwiazdek, na które je oceniłem.

Stanowczy zwrot na literaturę faktu, reportaże oraz książki historyczne. Fantasy i s-f tylko od święta.

Words of Radiance

Words of Radiance - Brandon Sanderson Ogromny rozmach, przemyślana fabuła, wielki świat, nowy system magii i o wiele bardziej wyraziste postacie. Myślałem, że długo nikomu nie uda się dorównać Eriksonowi pod względem potężnego uniwersum i różnorodności, ale Sanderson jest już na dobrej drodze. Druga część jest o poziom lepsza niż pierwsza. Choć sądziłem, że Sandersonowi będzie ją ciężko przebić. Ale w Słowach światłości od początku jest więcej akcji, więcej napięcia, ciężko się oderwać od czytania. Poczyniłem dwa takie założenia przed lekturą, a gdy ją skończyłem, oba okazały się błędne. Bardzo się z tego cieszę. Autor stworzył bardzo solidne i ciekawe fantasy. Pozostaje mi tylko zachęcać innych fanów tego gatunku do przeczytania, bo ten cykl robi się już obowiązkowy. A ocena obu tych książek i popularność na Zachodzie nie jest przypadkowa. I teraz "tylko" czekać na 3 tom.

Safari mrocznej gwiazdy. Lądem z Kairu do Kapsztadu

Safari mrocznej gwiazdy. Lądem z Kairu do Kapsztadu - Paul Theroux Nie ukrywam, to moje pierwsze spotkanie z autorem. Spotkanie niekrótkie, Kair i Kapsztad leżą przecież na dwóch krańcach Afryki. Po tej książce jednak wiem, że pozwolę Paulowi Therouxowi zabrać się w kolejne podróże. Momentalnie, od pierwszych zdań spodobał mi się styl autora, przeplatane wątki z podróży, historii kraju, wspomnień autora z czasów, gdy mieszkał w Afryce, jego humor. Autor swobodnie nawiązuje przygodne znajomości z napotkanymi osobami i wplata ich historie w swoją opowieść. Theroux, mimo wielu przeciwności spotykanych na drodze, prawie nigdy nie traci pogody ducha i cieszy się podróżą. I prowadzi nas razem ze sobą. Dowiadujemy się, że postne jedzenie Koptów smakuje jak mata łazienkowa, że mięso wielbłądzie w Sudanie kosztowało ponad dolara za pół kilo (na szczęście bonusowo dostawało się kawałki garbu), że na sześciu Etiopczyków pięciu było więźniami politycznymi, że najbardziej kwitnącą gałęzią lokalnej wytwórczości jaką zaobserwował w Kenii był wyrób trumien. Autor w swej podróży m.in. natrafia również na bandytów dla których od ludzkiego życia ważniejsze są buty, odwiedza stolicę rastafarian Szaszemenie, jest też w Kampali, gdzie największym osiągnięciem nowoczesnego oświetlenia ulicznego za wiele milionów jest to, że przyciąga ono jadalne koniki polne - przysmak Ugandyjczyków. Afryka. Afryka jest biedna. To powszechnie znany fakt. Theroux wypytuje ludzi i sam celnie formułuje swoje odpowiedzi na pytania o powody, jak i na to jak zaradzić temu, by Afryka w końcu, własnymi siłami, podźwignęła się i stanęła na nogi. W końcu od tylu lat są pompowane miliony pieniędzy w pomoc Afrykańczykom, tysiące organizacji charytatywnych, setki tysięcy ludzi zaangażowanych. A często jest gorzej niż było. Autor ma krótką radę - Afrykanie muszą sami zadbać o siebie i swoją przyszłość. Bez uzależniającej pomocy z zewnątrz. Theroux niczego nie przemilcza, opisuje bardzo bezpośrednio to co widzi. Nie kryje, że "w Afryce" zurbanizowany znaczy większy i brudniejszy". Ani tego jak w swojej podróży natrafia na szmuglowanie kości słoniowej przez dyplomatów lub prostytucje nieletnich. Autor jest mocno związany z Afryką przez co też czasami możemy odczuć jego smutek na to co widzi. Podsumowując - czytałem tę książkę od początku jednym tchem i nie mogę się doczekać, by sięgnąć po następne pozycje Paula Terouxa, który prawdopodobnie stanie się jednym z moich ulubionych pisarzy.

Ostatni krąg. Najniebezpieczniejsze więzienie Brazylii

Ostatni krąg. Najniebezpieczniejsze więzienie Brazylii - Drauzio Varella Lektura teoretycznie na niezbyt przyjemny temat, jednak czyta się szybko i łatwo. Chociaż czuć, że pisana jest nie przez reportera, lecz lekarza. Mimo opisów ciężkich warunków w wielu celach (wilgoć, robactwo, często cieknące rury, przez co woda przenika przez ściany i zalewa cele i oczywiście przepełnienie w izbach więziennych) nie mogłem poczuć tego klimatu. Nie miałem wrażenia, że stoję tam obok niego i widzę to co on. Autor opisywał to co zobaczył, nie próbował zagłębić się w myśli i uczucia więźniów. Pisał co widział, nic więcej. Ale też ich nie oceniał. Widać było, że wiedział co to kodeks lekarski - mimo, że miał do czynienia z gwałcicielami, wielokrotnymi mordercami, ćpunami, złodziejami i dilerami żadnego z nich nie potępiał, widział w nich swoich pacjentów. Ludzi, którzy cierpią na rozmaite choroby i którym trzeba pomóc. Książka jest warta poświęcenia czasu i przeczytania, ale potencjał był o wiele większy. Zdecydowanie czuję niedosyt po jej zakończeniu.

Białe. Zimna wyspa Spitsbergen

Białe. Zimna wyspa Spitsbergen - Ilona Wiśniewska Rozczarowałem się. Nawet dość mocno. Autorka pisze tak jakoś... nijako. Nawet nie wiem co mogę napisać w tej opinii. A może to i dobrze. Nijaka opinia do bezbarwnej książki. Nie mogę się za bardzo czepiać niczego, prócz tego, że nie mogła wzbudzić mojego zainteresowania. Niestety, to jednak jest przecież kluczowe. Jedyne, co na początku zapamiętałem z początkowych kilkudziesięciu stron, było to, że żyje tam więcej niedźwiedzi polarnych niż ludzi. A im dalej tym, niestety, może nie gorzej, lecz i nie lepiej. Co prawda, zdarzyło się kilka ciekawszych fragmentów, ale zdecydowanie zbyt mało. Szkoda, zawiodłem się, tym bardziej, że temat reportażu wydawał mi się interesujący. Potencjał na dobry materiał był spory, w końcu na Spitsbergenie żyje tyle różnych osób z tak wielu różnych narodowości. Za każdym z nich kryje się inna historia. Czytelnicy dostali jednak zbiór luźnych notatek i spostrzeżeń, często miałem wrażenie, że nie uporządkowanych. Relacja była chaotyczna, wszystko pisane po łebkach. To dla mnie zbyt mało, by otrzymać dobry reportaż. Przeczytałem do końca, ale nie ukrywam, że przysypiałem.

Zdarzyło się

Zdarzyło się - Włodzimierz Kalicki 366 historii. Każda na inny dzień roku. Ogromne dzieło, gigantyczny wkład pracy, no i też niemały wysiłek dla czytelnika. Ale za to z jaką przyjemnością dokonywany. Czyta się lekko, historie się plastyczne i bardzo wciągające, bardzo często po zakończeniu takiej "kartki z kalendarza" (pewnie nie tylko mi się z tym kojarzyły) czułem żal, że to już koniec, że nie ma nic więcej. Układ tej książki sprawia, że można ją czytać jak się tylko chce - jedną na dany dzień, kilka naprzód, zerkać w interesujące nas daty, na chybił trafił, lub po prostu jak ja - nie wytrzymać i przeczytać wszystko od razu. Nie ukrywam, że jestem za młody, by pamiętać początki tego cyklu wydawanego w "Dużym Formacie". Ale nie mam na co narzekać - teraz dostałem większość od razu i jestem wniebowzięty. Tym bardziej, że część tekstów została napisana specjalnie do tej książki, a część publikowanych w GW została rozszerzona i poprawiona. Lektura godna polecenia i dla każdego kto lubi reportaże opisujące historyczne epizody - godna polecenia. Jestem pod wielkim wrażeniem ogromu wiedzy autora i studiów jakie musiał wykonać, by opisać tak szczegółowo poszczególne wydarzenia. W końcu przecież z wykształcenia nie jest historykiem. Szkoda tylko, że Kalicki nie podał źródeł dla bardziej dociekliwych. I ja, jak w przedmowie radzi Jerzy Illg, również sugeruję: a może by tak wziąć urlop na czas czytania tego opasłego tomiszcza? Bo gwarantuję, że będzie trudno się oderwać.

Teatr ryb. Podróże po Nowej Fundlandii i Labradorze

Teatr ryb. Podróże po Nowej Fundlandii i Labradorze - John Gimlette Literatura podróżnicza? No nie do końca. Ta książka jest bardziej esejem historycznym niż opisem podróży. Stąd też mój dość mały zawód, bo tego się nie spodziewałem. Ale po kolei. John Gimlette zabiera nas w podróż śladami swojego pradziadka Eliota Curwena, będącego połączeniem misjonarza, filantropa i badacza. I serwuje nam bardzo dużo opisów podróży jego członka rodziny. Jak dla mnie ilość ich jest aż niestrawna. W książce mamy również mnóstwo historycznych szczegółów dotyczących Nowej Funlandii i Labradoru. Ponownie jest ich za dużo, przynajmniej dla zupełnego laika jakim ja jestem. Przez prawie całą książkę byłem nimi bombardowany, aż po skończonej lekturze odetchnąłem z ulgą, że to już po wszystkim. Ale nie mogę odmalowywać wszystkiego w ponurych barwach, bo byłoby to mocno niesprawiedliwie. Autor zręcznie prowadzi nas po Nowej Funlandii i przybliża nam sylwetki ludzi, którzy zdecydowali się prowadzić życie w tych nieprzyjaznych warunkach. I dowiadujemy się bardzo wiele o tytułowych rybach. Rybach, bo większość życia mieszkańców jest nimi związane. Dla obywatela Nowej Funlandii liczył się tylko dorsz. Nic innego nie było ważne. Doskonałym przykładem tego przytoczonym przez autora było to, że jedynym wkładem Nowej Funlandii w Wystawę Światową w 1851 roku była flaszka oleju z wątroby dorsza. Niestety teraz po wielkich przemianach tej ryby już prawie nie ma. Mieszkańcy byli przyzwyczajeni od samego początku do radzenia sobie samemu i zwalczania przeciwności losu. Zniszczony dom przez kataklizm - szli do lasu i stawiali sobie nowy. Proste. Taka postawa i dzieje historii wykształciły w nich poczucie odrębności i swoistą dumę z tego, że są Nowofunladczykami. Oraz specyficzne poczucie humoru. W Saint John's, mieście wielokrotnie dręczonym przez pożary, ludzie żartowali sobie, że zaczynają się denerwować dopiero, gdy przez dłuższy czas nie widzą ognia. Mają też swoje podejście do religii. Chodzenie do kościoła to po prostu jakieś inne zajęcie na niedzielę, oderwanie od codzienności. Gimlette pisze na różne tematy i porusza wiele problemów. I przez to czytamy o działalności misjonarzy morawskich, alkoholiźmie, zagładzie Beothuków, bezrobociu, czy aferze pedofilskiej. Mimo wszystko, po skończonej lekturze, stwierdzam, że wezmę przykład z odkrywców Nowej Funlandii - Wikingów. Po nieudanej próbie kolonizacji uciekli stamtąd czym prędzej i nie wrócili. Ja zrobię podobnie i nie wrócę do lektur o tym zakątku świata.

Teraz czytam

Trzecia Rzesza. Nowa historia by Michael Burleigh
Hrabia Monte Christo. T. 1-3 by Alexandre Dumas